Stres wina – dodajmy, wywołany przez człowieka. Przez naszą bezmyślność. Niewiele jednak osób zdaje sobie z tego, wcale nie incydentalnego, przypadku sprawę. Ale po kolei.
Jeśli połączymy słowa „stres” i „wino”, to najbardziej oczywistym skojarzeniem będzie: „na stres dobre jest wino”. I owszem, wino relaksuje, wino rozluźnia. Gdy odpowiednio, z należytą winu uwagą, pokłonisz się nad nim w codziennym zalataniu, to kupaż tegoż zatrzymania, refleksji oraz walorów wnnego trunku połączą się, dając w efekcie miłe odprężenie ciała, tudzież umysłu.
I nie mam na myśli nerwowego chłeptania, by zapomnieć, żłopania, by się odrealnić od świata naszego. Mam na myśli tę intelektualną stop-klatkę. Dla odrobiny filozofii, dla mądrego podumania nad wartościami, pięknymi i autentycznymi, a także sprawami wagi mniejszej, bo drobiazgi przecież składają się na całość. Wino delikatnie budzi zmysły, uruchamia wyobraźnię i ośmiesza nasze durne napinanie się i amatorskie aktorzenie.
Wino z przyjacielem, czy te sączone w ciszy samotnie, rozpuszcza hormony stresu, powstrzymuje czas i wywołuje szczery śmiech lub cenną autorefleksję… To wszystko wyznaczona mu przez naturę rola, magiczna praca wina nad nami. A my jak się rewanżujemy? Co z nami? Nie zauważamy jak ono denerwuje się i przejmuje? Jak serce jego kołacze? Jak trwa w napięciu i cierpi?… Już czas wielki dostrzec i zrozumieć gargantuiczny stres wina. Stres, za który odpowiada właśnie człowiek.
Zatem człowieku ów, opamiętaj się. Sterczysz najpierw bez końca z nosem utkwionym w kolejną etykietę na winnej półce. Marudzisz, przebierasz, wybierasz, angażujesz innych. Już masz… Nie, może jednak inną, może wrócę do tamtego kaberneta z szarym domkiem… Zawieszony między dwoma butelkami jak ten osioł między owsem i sianem… – Chociaż właściwie co za różnica? – Cztery złote…
A gdybyś zerknął wreszcie na trzecią z prawej, jak mruży oczy, przebiera nóżkami i macha do ciebie, a ty nic… A ta wyżej i trochę na lewo z elegancką panią na moście, aż winnych zakwasów dostanie od tego podskakiwania… Tamta z kolei, jeszcze bardziej w prawo, już sczerwieniała z podekscytowania, drży i zaraz eksploduje jej korek, a ty masz chyba bielmo na oczach i zatyczki w uszach…
No dobra, wreszcie wziąłeś którąś łaskawie, zapłaciłeś i rzuciłeś na dno torby. Teraz wymachujesz tym skarbem beztrosko, płyn miesza się z powietrzem, spienia, uderza winu do głowy… Trafia do bagażnika, wstrząsane, szarpane, brutalnie obijane w te i we wte o ścianki butelki. Nie ma chwili spokoju, wytchnienia…
Wreszcie – hurra, w domu, na miejscu! I co widzi? To niemożliwe. Przenosisz je nad stołem dalej. Zaraz, zaraz… – Poczekaj, gdzie idziesz? To już tutaj, tam mnie postaw. Co robisz?…
A ty, o zgrozo, pakujesz je do jakiejś ciemnej skrytki i zamykasz. To jakiś horror, kupujesz i odrzucasz. Co teraz wino ma odczuwać? Dezorientację, zdradę, bezsilność, samotność, żal, niespełnienie, niekończące się oczekiwanie… To udręka nie do zniesienia. Czy ktoś o nim jeszcze pamięta? Czy ktoś jeszcze je zechce? Otworzy butelkę, naleje ostrożnie do kieliszka i będzie nim cieszyć swoje oczy? Lekko zakołysze, zbliży nos i odkryje jego aromat? Jeden raz, potem drugi. Spojrzy ponownie czule, westchnie, odrobinę weźmie do ust i przytrzyma jeszcze przez chwilę, cudowną chwilę…
Po czym popłynie wprost do serca tego kogoś, ujrzy jak ono bije w przyjemnym podekscytowaniu… Aż na samym końcu spotka ludzką duszę, którą teraz ukołysze, ukoi, powie jej parę szczerych komplementów, a ona drgnie i odwzajemni się najpiękniejszym na świecie uśmiechem – uśmiechem samej duszy…
– O Boże, ale kiedy?! Czy to kiedykolwiek się stanie?… Teraz pochlipuje porzucone w czarnym i zimnym kącie, rozczarowane, rozgoryczone, pozostawione same sobie, ze swoimi coraz straszniejszymi myślami. A może mnie już nie chce? Może znalazł sobie inne? Może całkiem zapomniał? Może kupił pod chwilą emocji, a tak naprawdę nie kocha wina? A może woli mniej wytrawne? I tak dalej, i tak dalej… Cierpi nierozumiane, porzucone.
Stres wina jest ogromny! Nikt tego nie dostrzega, nikt nie współczuje, nie pomyśli…
Zatem człowieku drogi, jeśli już przyniesiesz wino do domu i nie chcesz od razu otwierać, to przynajmniej pamiętaj o nim. Szepnij mu od czasu do czasu coś miłego, pogłaskaj butelkę, daj znać, że nie jest ci obojętne, że myślisz o nim ciepło. Może wykaż odrobinę zainteresowania, dowiedz się gdzie przyszło na świat. Z jak daleka do ciebie tutaj trafiło? Co tam jest w środku?… Zaprosiłeś przyjaciela do siebie, wspaniale, a czyż to nie zobowiązuje?…
P.S.
Chciałbym wyrazić uznanie dla Pawła Baranowskiego, który naprowadził mnie na tę drogę świadomości, serdeczne dzięki Pawle!