Ojciec Vincenta, André nadal uczestniczy we wszystkich pracach, ale jakie wino powstanie – o tym decyduje już Vincent. Ma silne poczucie tradycji i śmiałość w tworzeniu nowego. Poszukuje ciekawych rozwiązań, eksperymentuje. Unowocześnił proces fermentacji. Robi to z pasją i wiarą. Ze starej działki o 90-letnich krzewach potrafił uzyskać wspaniałe wino – zniknęło w sprzedaży w błyskawicznym tempie, klienci nie mogą doczekać się następnego. Ciekawe też okazało się różowe, lekko perliste – świeże, dobre do letniego grilla. Ja rozsmakowałem się w Chardonnay 2006 – bardzo przyjemnym, o miłym aromacie cytrusów, z niewielką goryczką w posmaku. Vincent pokazał mi wiele z tajników swojej pracy, za co z tego miejsca chciałbym mu podziękować. Chętnie i cierpliwie odpowiadał na moje pytania.
Winobranie to gorący okres. Pełne ręce roboty. Vincent ciągle jest czymś zajęty. Zbiera winogrona razem z innymi, robi selekcję na przyczepie, prowadzi ciągnik, wykonuje wszystkie prace związane z fermentacją: kontroluje temperaturę, zawartość cukru, pilnuje, by grona w kadziach były wymieszane z sokiem, obsługuje prasę, dba o czystość (aby powstał litr wina potrzeba do prac porządkowych zużyć tyle samo wody!) i wykonuje jeszcze mnóstwo innych robót. Ostatni przychodzi na posiłki i pierwszy wychodzi. Ujęła mnie jego skromność i serdeczność. Zawsze jest pogodny, nigdy nie słyszałem jego podniesionego głosu…
Specjalna komisja doceniła i wyróżniła dokonania Vincenta – Domaine de la Rocaillère będzie umieszczona w Le Guide Hachette des Vins – prestiżowym przewodniku po winach Francji!
Winobranie
Przyjeżdżam w połowie zbiorów. Ekipa młodych ludzi jest już dobrze zgrana i „upracowana”. Grafik dnia wygląda następująco: pobudka o 7.00. Nie jest źle – myślałem, że będzie wcześniej, ale i tak wszyscy snują się jak zombies. Śniadanie. Niespodzianka – nie tylko kawa jest do picia, także mamy herbatę i kakao. Widzę, że pijacze kawy są nawet w mniejszości. Do tego, jak to we Francji, bagietka i kilka rodzajów dżemu. 7.30 – wyjazd na pole. Jest jeszcze chłodno i wilgotno. Dostaję w jedną rękę sekator, w drugą kubeł i krótką lekcję od Vincenta, który pierwszy rządek „przerabia” razem ze mną. Nie powiem, całkiem miła i nieskomplikowana praca. Trzeba trochę się poschylać, ale swobodnie sobie radzę.
Na drugie śniadanie, ok. 10.00, schodzę z wyraźnie już obolałym kręgosłupem, a gdzie tu do końca dnia!? Jemy miejscowy salceson z pistacjami w środku, bagietkę i czekoladę. Do picia, tak jak myślałem, wino: białe i czerwone, a także soki: cytrynowy i miętowy. Stwierdzam, że wino cieszy się mniejszą popularnością wśród młodzieży. No cóż, może są rozsądniejsi?
Teraz trzeba przetrwać dwie godziny do obiadu. Ręce oblepione słodkim sokiem winogronowym kleją się do sekatora, tworząc z nim jedność. Nie wiadomo kiedy wyrasta mi spory krwiak na kciuku, plecy muszę prostować co drugi krzak i często zmieniam pozycję: od kucania do schylania się – wyginając plecy prawie do ziemi, bo i tam zwisają cenne owoce. Jeśli myślisz, że winogrona są pięknie eksponowane na krzaczku, tak jak na zdjęciach i tylko czekają na łatwe odcięcie, to jesteś w błędzie. Najczęściej jest to walka z plątaniną liści, pędów i gałęzi, a w tym wszystkim może znaleźć się także metalowy drut biegnący wzdłuż krzewów. Nierzadko też kiść winogron zamiast zwisać swobodnie w dół, rośnie akurat w kierunku odwrotnym. W tym labiryncie, pełnym niespodzianek i pułapek, masz znaleźć to jedyne miejsce, które należy przeciąć. Nawet gdy tego dokonasz, to winogrono i tak trzyma się nadal – przez kiść przerosły pędy z liśćmi lub obrosło ono drut i nie wiadomo, w którą stronę pociągnąć, by nie zniszczyć owoców…
Dla ciała
Warzywa i owoce pochodzą z własnej uprawy. Nie wspomniałem, że do obiadu, tak jak do każdego innego jedzenia, podawane jest wino – i jeśli w przyszłości nie będę o tym pisał, to znaczy, że było.
La Tour de Babel
Podziękowania:
Pięknie dziękuję Sylvie i Krzysztofowi Dykiert za wszelką pomoc i gościnę, a ich synom: Julianowi – za rolę tłumacza, a Emilianowi – za pracę przewodnika i kucharza!
Podróż odbyła się w dniach: 04-14 września 2007 roku.
Tekst, foto: MJ
Ładnie napisane. Wielokrotnie pracowałem przy winobraniu we Francji, a trzykrotnie w rejonie Beaujolais, bywało różnie, nie aż tak różowo jak tu jest opisane, ale po czasie miło się wspomina. Poza tym tylko w tym regionie jest tyle ofert z zakwaterowaniem i wyżywieniem i tak łatwo tam znaleźć pracę, nawet jadąc w ciemno.